Fabryka Sztuk zaprasza do wysłuchania opowieści o przydrożnych krzyżach i kapliczkach, którą snuje etnolog Kamila Gillmeister.
Zapewniały ochronę przed złymi mocami, były miejscem na dobre praktyki lecznicze i gwarancją bezpieczeństwa, a nawet służyły jako schowki na broń. Mowa o przydrożnych kapliczkach. Wprawdzie brzmi to niewiarygodnie, jednak i takie funkcje spełniały te małe elementy architektury sakralnej, które nam współczesnym kojarzą się głównie jako miejsce modlitwy i odprawiania nabożeństw. Do tych usytuowanych na skraju wsi odprowadzano też pątników i rekrutów, przy nich zatrzymywał się również kondukt pogrzebowy.
Fundatorzy tych niewielkich budowli (początkowo szlachta i duchowieństwo, a potem chłopstwo) kierowali się pobudkami religijnymi i dziękczynnymi. Jednak krzyże i kapliczki pełniły też funkcje oczyszczające i ochronne, o czym już pisaliśmy, a motywy ich stawiania miały czasem charakter patriotyczny, np. w XIX i XX wieku powstawały w miejscu śmierci powstańców niepodległościowych. Warto zaznaczyć, że ich lokalizacja nigdy nie była dziełem przypadku. Stawiano je w centrum i na granicach, w miejscach zbrodni, nagłej śmierci czy też dawnych kultów pogańskich i tzw. cudownych źródeł lub objawień.
Jak wyglądały? Motywy ikonograficzne występujące w kapliczkach często były uzależnione od motywów fundacji. Jeśli chciano ustrzec się od zarazy, to wybierano św. Rozalię lub św. Rocha. Bywało i tak, że fundator kapliczki poświęcał ją świętemu – swojemu imiennikowi. Oczywiście najczęściej spotykamy figurę Jezusa Chrystusa i Matkę Boską. Co ważne, kiedyś figurki były wyłącznie drewniane i gdy zniszczyły się, to albo zakopywano je na cmentarzach albo palono. Nigdy ich nie wyrzucano.
Z całą pewnością, kapliczki i krzyże przydrożne usiane w lasach, na polach i łąkach na trwałe wpisały się w polski krajobraz i są wyrazem pobożności lokalnej społeczności.
(FS)
REKLAMA MIEJSKA